Urwisowa tęsknota czyli Rodzicu, wytrzymaj!

Tytuł oczywiście jest z przymrużeniem oka, a  na zasygnalizowany w tytule problem nie ma ani jednej prawidłowej ani prostej odpowiedzi.

Ale zacznijmy od jasnego sformułowania problemu, który także na naszych obozach pojawia się co roku:

Dzieci, zwłaszcza te, które jadą na obóz/kolonie po raz pierwszy (albo i nie pierwszy) bez rodziców, czasami bardzo tęsknią. Zjawisko całkiem normalne, choć oczywiście nie każdego malucha dotyczy, ale stanowczo im dzieci młodsze, tym większy odsetek zapłakanych tęsknotek, żądających od rodziców zabrania ich do domu.

A rodzice, których pociecha należy właśnie do tych tęskniących, zadają sobie w związku z tym liczne dramatyczne pytania.

Kiedy dziecko jest gotowe na samodzielny wyjazd?

I w dodatku – jak rozpoznać, że jest gotowe. Trudna sprawa, oczywiście nie jest tak, że jest jakiś określony wiek, od którego już wszystko będzie ok. Nie ma. Bywały u nas płaczące i rozdygotane nawet 14-latki i bardzo dzielne i samodzielne 9-latki.

Na pewno poprawi sytuację zestaw posiadanych umiejętności, który pozwoli dziecku poczuć się pewniej na samodzielnej wyprawie. Prozaiczne sprawy jak samodzielne przygotowanie kanapki, wzięcie prysznica czy ogarnięcie ubrania się, nie mówiąc już o korzystaniu z toalety, to podstawa – jeśli nasz bohater nie radzi sobie z tym za dobrze, to na wyjeździe codzienne drobiazgi prawie na pewno urosną do rangi poważnych problemów.

Ale równie ważne są umiejętności mentalne. Samodzielny wyjazd wymaga umiejętności komunikowania się, asertywności i rozpoznawania reakcji innych. Dziecko musi umieć powiedzieć, że coś jest nie tak, nie tylko swoim rodzicom, ale także bądź co bądź obcym dla niego opiekunom.

Nawet najbardziej wypasiona kolonia nigdy też nie będzie dla dziecka równie komfortowa, co dom rodzinny, wyjazd wymaga także umiejętności dostosowania się. Jedzenie będzie trochę inne, łóżko mniej oswojone, otoczenie obce. Jeśli nigdy nie byliście ze swoim maluchem na wyjeździe, jeśli nie wiecie, jak reaguje na dyskomfort i nowości w swoim życiu, to może lepiej zacząć bezpieczniej od wspólnego wyjazdu.

Tu warto dodać jeszcze jedno – pierwszy wjazd powinien być naprawdę dopasowany do oczekiwań dziecka. Ono musi naprawdę chcieć pojechać. W dzisiejszych czasach na rynku mamy takie zatrzęsienie różnych ofert, że wybrać coś tematycznie dopasowanego nie jest problemem. W rozmowie z dzieckiem bardzo wystrzegajmy się narzucania mu własnych oczekiwań, nawet bezwiednego. Bardzo źle wyjdzie, jeśli dziecko powie, że chce, bo wydaje mu się, że mama chce, żeby ono chciało. W którymś momencie dysonans między chęcią spełniania oczekiwań, a własnym komfortem może wybuchnąć z nieproporcjonalną siłą.
Inna sprawa, że nasz przykładowy ośmio- czy dziesięcioletni bohater, słuchając opisu wyjazdu, może reagować entuzjastycznie, bo przecież teraz w bezpiecznym domu, obok rodziców, w sytuacji komfortowej i nie zastanawia się nad tym, ze będzie tęsknił, tylko myśli o wspaniałej czekającej go przygodzie.

Kontakt – kiedy, ile, jak

No właśnie, w dzisiejszych czasach telefony mamy non stop przy sobie (jakim cudem przeżyliśmy nasze dzieciństwo bez nich…? 😉 ) i żaden problem zapewnić dziecku całodobowy kontakt ze sobą…. Tylko czy zawsze jest to dobry pomysł?

Trzeba pamiętać, że dzieci w wieku 8-12 lat żyją emocją chwili. Jeśli angażują się w zabawę, to żyją tą zabawą bez reszty, w każdym razie dopóki ona trwa. Jeśli przypominają sobie o tym, że tęsknią, to tęsknią każdą cząstką urwisowej psychiki… dopóki nie zapomną, że tęsknią.

Bardzo często obserwujemy zjawisko rozklejania się przy rozmowach z domem, które to zjawisko potęguje się wieczorami lub w momentach, gdy przez chwilę jest nieco więcej czasu na rozmyślania. Bywa i tak, że telefon do domu jest najłatwiejszą reakcją, pójściem po linii najmniejszego oporu – przy pojawieniu się dowolnego problemu, od kłótni z koleżanką po obcierające buty, a zwłaszcza przy stresie związanym z poznawaniem nowych ludzi i znalezieniem się w obcym środowisku telefon do domu to furtka do ucieczki od tych problemów. Krok wstecz na bezpieczny grunt. Jasne, czasem to pomaga, nasz urwis odbiera wsparcie i czuje się bezpieczniej. Ale czesto prowadzi do poczucia, że rodzic rozwiąże problem. Rzecz w tym, że daleko nie wszystkie problemy da się rozwiązać za kogoś, tak jak nie da się przeżyć życia za nasze dzieci 🙁
Najbardziej ekstremalne sytuacje kończą się na rozkręceniu problemu do poziomu histerii, zupełnie nieproporcjonalnej do jakichkolwiek rzeczywistych kłopotów.

Co z tym można zrobić? Całkiem dobrym rozwiązaniem może być telefon o określonej porze, ale odradzalibyśmy jednak wieczór, bo to najbardziej „płaczogenna” pora dnia.

Dziecko płacze – czy powinniśmy zabrać je do domu.

No dobra, myśleliśmy, że będzie ok., a tu codziennie w telefonie fontanna rozpaczy… I co teraz? Tym bardziej, że można się załamać słysząc non stop swoje zrozpaczone dziecię!

Znów niestety nie ma prostej odpowiedzi. Na pewno najgorszą rzeczą jest natychmiastowe zabranie dziecka z wyjazdu (choć oczywiście pierwszym, co wpada do głowy Rodzicowi,  jest pojechać tam, zagryźć wychowawców i uratować malucha 😉 ). Ale równie problematyczną reakcją będzie lekceważenie urwisowej rozpaczy.

Wiadomo, warto słuchać. Pytać. Traktować poważnie to, co dziecko mówi, ale też pamiętajmy, że dla małego człowieka małe problemy to wielkie problemy, a tygodniowy wyjazd to niemal wieczność!. Katalizatorami nieszczęścia bywa niesmakujący kotlet, krzywe spojrzenie koleżanki albo niewygodne ubranie. I warto, aby nasz bohater właśnie wykorzystał tę okazję do nauki pokonywania takich problemów, z naszą pomocą i inspiracją. Małe problemy są do pokonania.
Prawdziwą przyczyną jednak niemal zawsze będzie najnormalniejsza pod słońcem tęsknota.

Jak poznać, że naprawdę dzieje się coś złego i co wtedy robić

Jasne, czasem jednak to, co dziecko nam opowiada, wcale nie wygląda na mały problem. Prześladowanie przez rówieśników, problem zdrowotny, niewłaściwie zachowania wychowawcy… Tak, to wszystko się zdarza. I co wtedy?

Najlepiej zacząć od zweryfikowania tych informacji. Idealnie, jeśli na tym samym wyjeździe są jakieś znajome dzieci i można zapytać innych rodziców, czy mają podobne problemy. Jeśli nie ma znajomych, to przy wyjeździe warto ich zdobyć – na pewno spotkamy innych rodziców na miejscu zbiórki, wymienienie się numerami telefonów „na wypadek” to bardzo dobra praktyka.

Druga sprawa to powiadomienie wychowawców lub (jeśli problem dotyczy wychowawców) organizatora. To oni są na miejscu i mogą zareagować natychmiast, a jeśli nasza pociecha ma problem z komunikacją, to prawdopodobnie opiekunowie mogą nie wiedzieć, że jakiś kłopot istnieje.

Oczywiście, w razie poważnej sytuacji, przyjazd do dziecka jest jak najbardziej uzasadniony.

Daj szansę  opiekunom

W ogóle – nawet jeśli mówimy o małych problemach, to ta komunikacja ma kapitalne znaczenie. Zwłaszcza w ostatnich czasach, odosobnienie covidowe sprawiło, że bardzo wiele dzieci ma problem z mówieniem wprost o tym, że coś jest nie tak. Rodzi się w ten sposób masa nieporozumień. Wychowawcy oczywiście obserwują dzieci, ale przecież nie przez 100% czasu, nie są z nimi w toalecie ani nie mieszkają w domku. Jeśli już jest tak, że nasz bohater ma problem z mówieniem o swoich kłopotach komukolwiek innemu niż Rodzice, to ostatnia nadzieja jest w tym, ze Rodzice przekażą temat we właściwie miejsce. Tylko, żeby to mogło podziałać, to trzeba to zrobić zanim przyjedziemy odebrać bohatera z wyjazdu.

Co, kiedy już przyjedziemy.

Rodzice często próbują wybrać rozwiązanie pośrednie – przyjeżdżają „w odwiedziny”, aby sprawdzić, czy problem jest faktycznie poważny, z myślą, że ich chwilowa obecność złagodzi tęsknotę.

Czasem się to udaje, choć i tutaj tkwi pewna pułapka, a nawet kilka.

Po pierwsze pojawienie się rodziców w otoczeniu natychmiast przełamuje rzeczywistość, dla tęskniących dzieci nie ma nic ważniejszego, wszystko inne przestaje istnieć. Efekt psychologiczny jest tak silny, że najczęściej nie chcą nawet słyszeć o tym, że miałyby tu zostać dłużej bez rodziców. Może się okazać, że to, co miało złagodzić problem, tylko go pogorszy.

Pojawia się też jeszcze inna zależność.

Bardzo często, aby uzasadnić rodzicom „zawracanie głowy” swoją tęsknotą, dzieci przedstawiają różne swoje problemy jako bardzo poważne. Mała sprzeczka z kolegą będzie zatem już prawdziwą wojną, ten nieszczęsny but co najmniej urywa nogę, a jedzenie jest nie do jedzenia.

Gdy rodzic już przyjedzie na miejsce, czyli potraktuje poważnie to, co dziecko przekazało przez telefon, bardzo trudnym dla dziecka będzie nagle złagodzenie tonu i przyznanie, że może trochę przesadziło. Oczywiście kluczowe tutaj są relacje rodzica z dzieckiem i nie zawsze ta zależność się pojawia, ale na tyle często, by wziąć ją poważnie pod uwagę. W dużej części przypadków gdy rodzic przyjeżdża, to rozpacz urwisa się potęguje, wszystkie problemy rosną jeszcze bardziej, aby stać się odpowiednim uzasadnieniem dla „zmarnowanego” rodzicielskiego czasu.

Warto uważać na te pułapki.

Koniec końców dziecko zapamięta tylko te dobre rzeczy?

No nie do końca. Wspominając własne dzieciństwo na pewno każdy z nas przypomina sobie mnóstwo interpersonalnych drobiazgów, małych zadr, które na zawsze utkwiły nam w pamięci. Złe słowo czy nawet bójka, jakaś krępująca sytuacja, stres, wstyd, czasem strach. Przeżyliśmy to (bez telefonów! 😉 ), a dzisiaj wiemy, że w większości były to jednak drobiazgi.

Czy jeśli jednak te drobiazgi mają naszemu bohaterowi psuć radość z wyjazdu… to czy na pewno warto? Tak jak napisaliśmy na samym początku – nie ma jednej dobrej odpowiedzi na to pytanie. Być może, jeśli rozpacz i tęsknota naszego malucha zaczyna przyćmiewać jego radość z zabawy, to może to jednak jeszcze nie czas i warto spróbować za rok.

Wszystko, co napisaliśmy powyżej, to wynik naszej pracy z dzieciakami, w dniu pisania tego tekstu to  już ćwierć wieku organizowania obozów aktywnych dla małych bohaterów.

Jasna sprawa, nie ma co kierowac się tylko jedną opinią. Zachęcamy do poszukania w necie innych artykułów i poczytania, bo na ten temat napisano już całkiem sporo. Zajrzyjcie też tutaj -> poniżej kilka przykładowych linków:

Mnogość opinii, jakie znajdziecie, świadczy przede wszystkim o tym, że dziecięca tęsknota na pierwszych wyjazdach jest zjawiskiem absolutnie normalnym, niekoniecznie zawinionym przez kogokolwiek. Trzeba się nią oczywiście przejmować, jak wszystkim, co przeżywają nasze dzieci, ale z zachowaniem proporcji i tak, aby nie dorobić sobie ani naszym bohaterom niepotrzebnych złych emocji 🙂